Hubert Buchta (1933-2005)

"Czas jego stanął gwałtownie.
  W zegarach niskiego prądu zerwały się nagle wskazówki
i spadły z powrotem do zera"
Karol Wojtyła - "Pamięci towarzysza pracy"

 

    W poniedziałek 24 października 2005 r. pożegnaliśmy na starym cmentarzu w Katowicach-Bogucicach, odchodzącego na wieczną wędrówkę śp. Huberta Buchtę. Jeszcze w środę 19 października br. uczestniczył w kolejnym spotkaniu Górnośląskiego Kręgu Krajoznawców przy Regionalnej Pracowni Krajoznawczej PTTK w Katowicach. Zmarł nagle w samo południe dnia następnego, piątego dnia po ukończeniu 72 roku życia.

    Każdy z nas zdaje sobie sprawę, że kiedyś musi przyjść kres życia naszego i naszych najbliższych. Wszyscy mamy jednak nadzieję, że nastąpi to w dalszej przyszłości, a nie wkrótce. Myślę, że podobnego zdania był i śp. Hubert. Jak każdy w miarę zdrowy, żywotny człowiek do końca był pełen optymizmu i planów. Parę dni przed organizowanym Sejmikiem Przodowników Turystyki Pieszej Województwa Śląskiego w Górach Opawskich i czeskich Jesenikach odwiedził mnie w pracy, po kolejnym kontrolnym badaniu lekarskim, które nie wykazało zagrożenia życia. Przypomniał mi, że trzeba przygotować dyskietkę z opisem czterech kościółków (Jankowice Rybnickie, Jastrzębie Zdrój, Kaczyce i Katowice) do druku w kolejnym numerze Krajoznawcy Górnośląskiego. Pełen nadziei na udaną wycieczkę planował udział w następnej imprezie 22 października br. Nie było Mu dane już w niej uczestniczyć.

    Z Kolegą Hubertem Buchtą po raz pierwszy zetknąłem się w 1965 roku po podjęciu pracy w ówczesnym Ministerstwie Górnictwa i Energetyki. Pierwsze kontakty były luźne, przelotne i w zasadzie służbowe. Jednak z biegiem czasu, uczestnicząc w licznych imprezach turystyczno-krajoznawczych, organizowanych przez Koło Zakładowe PTTK, stawały się coraz bliższe.

    Los sprawił, że pewnego dnia w 1977 roku - na okres ponad 2 lat - połączyły nas bezpośrednie więzy służbowe. W tym czasie udało mi się mocniej zaangażować śp. Huberta do różnych form działalności organizacyjnej na rzecz turystyki i krajoznawstwa. Włączając się w tę działalność, coraz bardziej "połykał" bakcyla turysty i krajoznawcy, uzyskując coraz wyższe stopnie "wtajemniczenia". Główne Jego zainteresowania to turystyka piesza (nizinna i górska) i ściśle z nią związane krajoznawstwo. Uczestniczył i organizował koleżeńskie wypady narciarskie na śladówkach. Miał to szczęście, że w organizowanych imprezach towarzyszyła Mu początkowo cała Rodzina. Później, po usamodzielnieniu się córki i syna - żona Maria.

    Stale rozwijał i pogłębiał zainteresowania, stając się z biegiem czasu ekspertem w tych dziedzinach. W 1981 roku uzyskał uprawnienia Przodownika Odznaki Turystyki Pieszej na tereny województwa katowickiego i opolskiego, rozszerzając je później na cały kraj. W 1993 roku przyznano Mu uprawnienia Instruktora Krajoznawstwa Polski. Po drodze "wychodził" wiele odznak turystycznych i krajoznawczych, w tym między innymi: trzykrotne powtórzenie odznaki "Za Wytrwałość w Turystyce Pieszej", Odznakę Krajoznawczą Polski, Krajoznawczą Odznakę im. Jana Pawła II w stopniu złotym. W dowód uznania został w 2002 roku Honorowym Przodownikiem Turystyki Pieszej.

    Przez lata był aktywnym członkiem Komisji Turystyki Pieszej i Komisji Krajoznawczej Górnośląskiego Oddziału PTTK w Katowicach, włączając się do pracy odpowiedników tych Komisji na szczeblu wojewódzkim. Po zaniku działalności wspomnianych oddziałowych Komisji, całkowicie oddał się pracy na szczeblu wyższym, ostatnio w Górnośląskim Kręgu Krajoznawców przy Regionalnej Pracowni Krajoznawczej. Doceniając Jego działalność w PTTK władze Towarzystwa przyznały Mu między innymi: Odznakę "Zasłużony dla Oddziału PTTK Katowice" (1982 r.), "Katowicką Odznakę Honorową PTTK" (1985 r.), "Srebrną Honorową Odznakę PTTK" (1995 r.) i "Złotą Honorową Odznakę PTTK" (2002 r.).

    Podjęta przez Oddziałową Komisję Krajoznawczą - z inicjatywy ówczesnego Zarządu Oddziału PTTK w Katowicach - praca nad przewodnikiem po kościółkach drewnianych ówczesnego województwa katowickiego i diecezji katowickiej, który miał być własną pozycją wydawniczą Oddziału, była przyczynkiem ścisłej współpracy ze śp. Hubertem w zakresie krajoznawstwa. Zadanie było trudne, żmudne i - pomimo daleko idącej pomocy Kurii Diecezjalnej - długotrwałe. Trzeba było łączyć pracę zawodową z podjętym zadaniem społecznym. Z biegiem czasu z kilkuosobowego Zespołu pozostaliśmy tylko dwaj: śp. Hubert i ja. Podzieliliśmy role: Hubert - praca w terenie, ja - w bibliotekach i przy maszynie do pisania. Często razem wyjeżdżaliśmy w teren. Śp. Hubert nie szczędził wolnego czasu ani środków finansowych, by np. pojechać do danego kościółka i zebrać względnie zweryfikować "in situ" przygotowane materiały. Pomimo narastających trudności i - wynikającej z braku środków finansowych - rezygnacji Oddziału z wydania przewodnika, doprowadziliśmy w 1994 roku do przygotowania ostatecznej wersji "maszynopisu" komputerowego. Poszczególne części tego opracowania wykorzystywane są obecnie - po dokonaniu niezbędnych korekt wynikających z upływu czasu - w "Krajoznawcy Górnośląskim".

    Kol. Hubert miał wyjątkowy dar nawiązywania kontaktów i przekonywania księży bądź innych osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo kościoła do udostępnienia, niejednokrotnie pomimo zamknięcia, jego wnętrza oraz udzielenia informacji dotyczących szczegółów poszczególnych elementów wyposażenia. Swoją kulturą, taktem, humorem i żartami otwierał niejedne zamknięte drzwi kościoła czy plebanii, uzyskując cenny materiał. Uwaga ta nie dotyczy tylko zbierania materiałów do opracowania, ale także do własnych kronik krajoznawczych.

    Kiedy kilka dni przed wspomnianym wyjazdem w Góry Opawskie i Jeseniki prosił o przygotowanie dyskietki z kolejnymi kościółkami, nie przypuszczałem, że widzimy się po raz ostatni, że już ta "porcja" opisów kościołów rozpocznie się podpisem "Hubert Buchta" w czarnej, żałobnej obwódce.

    Kochał tę Ziemię i ludzi tu mieszkających. Nie oceniał ich według pochodzenia, kierunków, z których przybyli, stanowisk czy tytułów zawodowych. Jedynym kryterium ich oceny i doboru znajomych, przyjaciół była wartość ich serca, myśli, a przede wszystkim czynów.

    Głównym celem Jego życia i podstawowym podmiotem miłości była jednak Rodzina. Wszystko, co robił, było podporządkowane trosce o Nią. Obserwowałem Jego zabiegi, by jak najlepiej - w miarę swoich możliwości - zabezpieczyć Rodzinie byt. Starał się, jak mógł, pomagać Żonie, a swoją uczciwością, prostolinijnością i poczuciem odpowiedzialności wskazywał Dzieciom i Wnukom kierunki postępowania. Mocno przeżywał problemy Dzieci i ich rodzin, ich sukcesy i porażki. Dbał o utrzymywanie więzi rodzinnych z rozrzuconym po świecie Rodzeństwem.

    Opuszczenie Śląska przez Córkę i związanie się rodzinnie z górami pozwoliło Mu na połączenie dwóch kierunków miłości: do Rodziny i do gór. Częste wyjazdy wraz z Żoną w odwiedziny do rodziny Córki sprawiły, że Gorce stały się Jego drugą, przybraną Małą Ojczyzną. Tam w górach, wędrując sam lub z Wnukami, czuł się równie dobrze, jak tu - na Śląsku. Ulubionym Jego miejscem były Stare Wierchy i Łapsowa Polana.

    Znajdował zawsze czas na rozwijanie swoich zamiłowań, nie tylko krajoznawczych. Był znawcą w zakresie ogrodnictwa. Ile stresów przeżywał, kiedy zagrożony był ogródek, kiedy nieprzewidziane zawirowania pogodowe zniszczyły uprawy ogórków, pomidorów czy kwiatów. Cieszył Go każdy sukces.

    Żył przyziemnymi problemami zwykłych ludzi, bo był zwykłym, wyjątkowo uczynnym i chętnym do pomocy innym, człowiekiem. Chętnie dzielił się nie tylko wiedzą, ale i darami swego ogródka. Wielu z nas otrzymało różne nasiona, cebulki i sadzonki, które stale przypominać będą swego darczyńcę. Dzielił się także - czasem nieświadomie - swą mądrością życiową. Nie znosił obłudy i pozornego działania. Prawdę - czasem bolesną - mówił wprost.

    Dotrzymywał zawsze słowa. Tylko wyjątkowe zdarzenia mogły Mu przeszkodzić w dokończeniu podejmowanych zadań. Takim zdarzeniem jest Jego śmierć, niestety przedwczesna, a na dodatek nagła. Jest to wstrząs dla wszystkich, dla Rodziny, a zwłaszcza dla Żony, z którą przeżył wspólnie 49 lat, nie doczekawszy jubileuszu Złotych Godów.

    Te Jego cechy i postawa zjednywały Mu wielu przyjaciół. Znaczna część z nich pożegnała Go na cmentarzu. Pozostawił nas pogrążonych w smutku, ale i w nadziei, że nie będzie Tam bezczynny i przygotuje następnym, którzy się za Nim udadzą, ciekawy program krajoznawczy. Gibran Kahlil Gibran powiedział: "Kiedy żegnasz przyjaciela, nie smuć się, ponieważ jego nieobecność pozwoli ci dostrzec to, co najbardziej w nim kochasz."

    Hubercie, dziękuję Ci za wieloletnią współpracę, koleżeństwo i myślę, że to właściwe słowo - chociaż nigdy nie padło - za przyjaźń. Może Bóg da i okoliczności pozwolą, że kiedyś ujrzą światło dzienne opisy wszystkich kościółków przez nas przygotowane. Byłby to właściwy, uczciwy hołd oddany Twej pracowitości, wiedzy, sumienności i odpowiedzialności.

Pozostawiłeś nam dużą cząstkę siebie, będziemy ją pielęgnować do końca naszych dni.

Hubercie, żegnaj!

Leon Kopernik