Tryptyk mszański z Tatarami w tle

Z PIERWSZYCH STRON DZIEJÓW DOMOWYCH, CZYLI JAK NIEWIELE WIEM...

    O początkach osady zlokalizowanej na wzgórzu dominującym nad doliną Szotkówki, która później rozwinęła się w dużą wieś, ale już w dolinie Mszanki, milczą źródła pisane. Popuściwszy więc wodze „historycznej fantazji”, można by z dużą dozą prawdopodobieństwa wybrać czasy zmagań Wiślan z wojami wielkomorawskimi. Wówczas to nasi praojcowie Gołężyce zmuszeni do opuszczenia spalonych osad szukali nowych miejsc do osiedlenia. Trafili nad Szotkówkę, gdzie wreszcie znaleźli wyniosłe wzgórze otoczone dolinami rzek i podmokłymi łąkami potoków.

    Tam właśnie powstała najstarsza, zapisana w XIII-wiecznych dokumentach, praosada Mszany, nazwana Bozagora. Istnienie osady Bozagora na długo przed najazdem tatarskim, aczkolwiek nieźle udokumentowane, nie jest nigdzie dokładnie datowane.

    Musimy więc, za publikacjami krajoznawczymi powtórzyć pytanie: czy Mszana jest wsią o tatarskim czy gołężyckim rodowodzie? Wszystko bowiem wskazuje na to, iż najstarsza część wsi Bozagora jest pochodzenia gołężyckiego, a jej początków można doszukiwać się w X/XI w., a może wcześniej. Możemy więc śmiało stwierdzić, że początki osady Mszana giną gdzieś w średniowieczu i raczej próżne są wysiłki jej udokumentowania. Bardziej umownie niż historycznie zwykło się – błędnie zresztą – za początki osady uważać wydarzenia związane z najazdem tatarskim w 1241 r., kiedy to liczne oddziały mongolskie pustoszyły Ziemię Śląską.

    Powszechnie znana legenda o porażce najeźdźców pod wodzisławskim Grodziskiem opowiada o sprycie radlińskich chłopów, których klacze wprowadziły zamęt wśród tatarskich ogierów. Radliniacy mieli też uchwycić ukrywających się w lasach tatarskich niedobitków i jako jeńców osadzić w mrocznej i wilgotnej dolinie potoku Mszanka. To właśnie owi jeńcy mieli być założycielami osady przekształconej później w wieś Mszana.

    Inna wersja legendy mówi o spiętrzeniu wód Leśnicy i zamaskowaniu bagien pod Grodziskiem. Zaś motyw z zamętem wśród tatarskich koni obydwie wersje mają wspólny.

    Co prawda, legendy mówią o oblężeniu Grodziska, ale jest mało prawdopodobne takie działanie, chociażby z racji pośpiesznego marszu najeźdźców w kierunku Wrocławia.

    Grodzisko zapewne zostało jednak zdobyte i spalone przez główne siły tatarskie i to „z marszu”, parę dni po porażce podjazdu zwiadowczego. Legendy wspominają o dziękczynnej mszy św. odprawionej po odparciu ataku pierwszego podjazdu. Pamiątką owej mszy ma być nazwa wsi Mszana (od łac. missa) i wizerunek dzwonu w jej herbie.

    Tymczasem takie bezkrytyczne pojmowanie przekazów legendarnych jako „prawdziwe historie” powoduje, iż wywód ten sam sobie przeczy. Skoro bowiem jeńcy tatarscy byli założycielami wsi, to skąd wziął się tam kościół przed jej założeniem? Gdzie w takim razie odprawiono ową mszę dziękczynną? No chyba, że msze odprawiono przy ołtarzu polowym, bo mszańska świątynia powstała dopiero z końcem XIII wieku.

    Kronika Henkego co prawda nazwę wsi wywodzi od mszy, ale rozważa też możliwość innej zależności nazwy od spraw kościelnych. Zupełnie inną etymologię nazwy przytaczają autorzy regionalnych opracowań historycznych. Są oni raczej zgodni, że nazwa Mszana wywodzi się od mchu lub omszałego miejsca (łac. muscus, muscosus). Zresztą nazwa Mszana występuje także w innych regionach kraju. Jest też miejscowość, której nazwa „pasuje” do legendy o mszy św. To Mszalnica w pobliżu Nowego Sącza.

    Tak więc nazwa wsi wywodząca się od cech terenowych potwierdza niejako jej lokowanie przed najazdem tatarskim. Po wydarzeniach z 1241 r., miasta i osady lokowano na innym prawie, zaś ich nazwy nader często wywodzono od imion zasadźców. Stąd wniosek, iż jeńców tatarskich ulokowano w już istniejącej osadzie i to bezpośrednio po bitwie pod Grodziskiem, co sugeruje prof. Idzi Panic w „Historii osadnictwa w księstwie opolsko-raciborskim”.

    Istnienie kościoła i nazwę Mszana (w tej formie) po raz pierwszy dokumentuje „Liber Fundationis Episcopatus Vratislaviensis” z lat 1290-1305, bardzo cenny dokument, pozwalający w przybliżeniu datować powstanie wielu miejscowości.

    Trzecia część księgi wymienia wsie czynszowe (młodsze) zakładane na prawie niemieckim, już po najeździe tatarskim. Zapis dotyczący Mszany w oryginale brzmi: „…ITEM IN MSANA DEBENT ESSE TRIGINTA MANSI […] ISTE SUNT VILLE CIRCA ZARY ET VLADISLAVIAM…” (…Także Mszana zobowiązana do płacenia podatku z trzydziestu łanów […] To są wsie koło Żor i Wodzisławia…) Tak więc w przypadku nowej osady w dolinie Mszanki mamy względną jasność co do czasu jej powstania. Jest jednak małe „ale”. Otóż w tym samym dokumencie wśród osad wcześniej lokowanych mamy zapis: :…ITEM IN BOZAGORA SIVE MONTE OLIVETI POLONICA VALET V MARCAM…” (podobnie w Bożejgórze, którą nazywają Górą Oliwną była także oddawana dziesięcina wg zwyczaju polskiego).

    Z topograficzną nazwą Boża Góra spotykamy się na wzgórzu (281 m n.p.m.) w widłach Szotkówki i Jastrzębianki, dzisiaj w obrębie miasta Jastrzębie Zdrój. Do 1945 r. wzgórze było częścią Mszany wcześniej wzmiankowane jako folwark Boża Góra. Tak więc osada Bozagora istniejąca na długo przed 1241 r. mogła stać się praosadą zarówno dla Mszany, jak i Jastrzębia. Później zaś nowo powstała osada nad Mszanką całkowicie wchłonęła starszą Bozagorę. Dlatego dzisiaj nie da się już z całą pewnością określić współzależności między najazdem, jeńcami, mszą dziękczynną, starą osadą na Bożej Górze i nową w dolinie potoku Mszanka.

    Praktycznie wszystkie te zagadnienia pozostają bardziej w sferze domysłów i legend, niż dowodów historycznych. Jedno wszakże nie podlega dyskusji. Najazd tatarski spowodował niewyobrażalne wprost straty w ludziach, zniszczenie wielkich połaci ziemi polskiej oraz wymusił na władcach wprowadzenie nowych praw osadniczych. Rozpoczęło się intensywne osadnictwo, a nowe zachodnie prawo lokacyjne znalazło na śląskiej ziemi szerokie zastosowanie. W tej sytuacji także w nowej osadzie nad Mszanką, oprócz rdzennej ludności ocalałej z pogromu, mogli mieszkać również wyzwoleni lub obdarowani wolnością niegdysiejsi jeńcy tatarscy. I tak należałoby postrzegać początki Mszany – trochę z historii, a trochę z legendy.

    A skąd w herbie wsi dzwon? Być może jest to pamiątka z 1520 r., kiedy to w mszańskiej świątyni zainstalowano dzwon, chyba jedyny w okolicy (nie licząc miast).

SIEDEM WIEKÓW PÓŹNIEJ, CZYLI JAK POWRÓCONO DO LEGENDY

    Trzykrotny przemarsz tatarskich hord przez naszą ziemię można zaliczyć do największych nieszczęść, jakie w tysiącleciu historii spadły na naszych przodków. Szlak najazdu prowadził przez Oświęcim, Pszczynę, Wodzisław (Rybnik), Racibórz i Opole.

    Ówczesny kasztelański gród Oświęcim miał większe szanse obrony przed najeźdźcami, niż Pszczyna, którą praktycznie zdobyto „z marszu”. Być może w Woszczycach napastnicy zniszczyli ledwo co wzniesione budowle zakonne sprowadzonych tu z Jędrzejowa cystersów. Zakonnicy zaś albo zginęli, albo trafili w jasyr. W kilka lat po najeździe cystersi przenieśli się pod Racibórz, zaś w pobliżu Woszczyc w trzydzieści lat później powstało dobrze obwarowane miasto Żory.

    Liczne stawy rybne (rybniki) okazały się zbyt słabą przeszkodą dla oddziałów tatarskich, więc Rybnik – osada miejska już wówczas – podzieliła los setek innych. Szczęściem ludność zdążyła opuścić miasto, zdając go na łaskę najeźdźców, byle tylko życie ocalić.

    Podobnie stało się z osadami nad Leśnicą, chociaż Grodzisko zdobyto i spalono dopiero za kolejnym atakiem. Tatarzy zniszczyli też wiele innych osad, wsi i miast regionu, w tym także domniemaną siedzibę kasztelana Gosława – Jedłownik, oraz jedną z najstarszych osad zapisywanych w dokumentach historycznych – Pszów. Od najeźdźców ucierpiał praktycznie cały Śląsk, stąd w wielu miejscowościach pod postacią nazw miejscowych, podań, legend, a nawet i potocznych zwrotów, do dnia dzisiejszego zachowały się ślady wydarzeń sprzed setek lat.

    W okolicach Wodzisławia Śląskiego żyją Tatarczykowie, potomkowie najeźdźców, a wieś Mszanę – według podań – zakładali tatarscy jeńcy. Wiele też nazw miejscowych funkcjonujących współcześnie wywodzi się z tamtego okresu. Miejsce, skąd Tatarzy atakowali Grodzisko, zwie się Tatarskim Polem, zaś przysiółek Mszany – Uchytów, jako że tam miano uchwycić uciekających spod Grodziska wojowników tatarskich.

    W innych regionach Śląska znane są Wzgórza Tatarskie (Niemodlin), Wieża Mongołów (Grodków), grób tatarski (Górowo). W Żyglinie jest kościółek w miejscu, gdzie (jak chce legenda) znaleźli bezpieczne schronienie trzej książęta śląscy. Powszechnie znane nazwy, jak tatarskie ziele, tatarak czy tatarka – poganka, najprawdopodobniej też mają siedmiowiekową tradycję.

    Wzięci do tatarskiej niewoli po bitwie pod Legnicą górnicy ze Złotoryi w kilka lat później widziani byli w kopalniach Złotej Ordy, zaś wyleczeni z ran tatarscy wojownicy i ich potomkowie jeszcze w XVII w. zamieszkiwali osady księstwa legnicko-jaworskiego.

    W niektórych regionach jeszcze niedawno matki swe niesforne dziatki straszyły „tatarzynem”, a przezywanie kogoś „tatarskim pomiotem” należało do szczególnie obraźliwych.

    Do dzisiaj praktycznie na całym Śląsku czyjeś nagłe wtargnięcie czy energiczne wejście do wnętrza określa się mianem „wtatarowania”. Najtrwalej jednak najazd tatarski zapisał się na terenach ówczesnego księstwa opolsko-raciborskiego. A zadecydowała o tym głównie legenda o bitwie na Radlińskich Bagnach pod Grodziskiem i o tatarskiej głowie z raciborskiego zamku. Jednak przysłowiową „kropką nad i” są żyjący na tej ziemi potomkowie tatarscy. Niezależnie, czy są to potomkowie jeńców tatarskich, czy też zrodzonych w wyniku gwałtów, ich mongolskiego pochodzenia nie sposób negować. Nie tylko bowiem nazwisko Tatarczyk – etymologicznie syn Tatara – poświadcza te związki.

    W okresie międzywojennym naukowcy z Wydziału Antropologii Polskiej Akademii Umiejętności przeprowadzili wnikliwe badania wśród członków rodzin Tatarczyków. Wyniki badań w pełni potwierdziły ich mongolski rodowód i cechy ludów azjatyckich, zachowane mimo upływu siedmiu wieków i związków z ludami słowiańskimi. Zresztą i dzisiaj w rysach twarzy niejednego męskiego potomka Tatarczyków można jeszcze dostrzec tatarskie rysy, zaś u kobiet swoiste cechy urody kobiet Wschodu.

        Zapewne pierwsze lata (a może i dziesięciolecia) bytności Tatarczyków wśród ludności miejscowej do łatwych nie należały. Zbyt świeża jeszcze była wśród miejscowych pamięć o ogromie nieszczęść, jakim był niedawny najazd. Być może, że ta właśnie sytuacja, połączona z wrodzonymi cechami stepowych przodków spowodowała, że tatarscy potomkowie żyli – na ile było to możliwe – swoim wewnętrznym życiem.

        Wrodzone cechy ludów mongolskich, jak np. współodpowiedzialność w grupie, bezwzględne posłuszeństwo zwierzchności, a nade wszystko zasady religijne starego mongolskiego wielobóstwa, pozwoliły im w diasporze ukształtować pewne formy zachowań, wśród których swoista fascynacja końmi jest chyba najbardziej prozaiczną. Także zdolności do szybkiego przystosowania się w zmiennych warunkach wyniesione z wielu wypraw wojennych ojców, weszły w krew potomstwa i nieraz pozwoliły mu szybko odnaleźć się w nowej sytuacji. W przyszłości okaże się, iż ta właśnie cecha pozwoli Tatarczykom łatwiej przechodzić przez wielokrotne zmieniające się warunki gospodarcze.

    Wieki pewnego rodzaju wyobcowania wśród współziomków spowodowały większe zacieśnianie ich związków rodzinnych i rodowych, po części trwające po dziś dzień. Nie znaczy to wcale, że wewnątrz rodów nie było waśni czy niesnasek. Były zarówno waśnie, a nawet i bratobójstwo, ale wszystko to działo się niczym w zamkniętym kręgu i biada każdemu, kto chciałby w rozgrywające się tam sprawy ingerować. Życie religijne tatarskich potomków, zwłaszcza w pierwszym okresie osadniczym, również nie należało do łatwych. Co prawda w legendach zapisano, że Tatarzy osiadłszy w dolinie Mszanki, wybudowali tam mały meczet, ale nie wydaje się to prawdopodobnym, gdyż islam jako religię główną, i to w Złotej Ordzie, a nie na Mongolii, wprowadzono długo po najeździe na Polskę. Najprawdopodobniej tatarscy potomkowie przez jakiś czas odprawiali jeszcze swe religijne obrzędy według starej mongolskiej tradycji. Szybko jednak (dobrowolnie lub pod przymusem) przyjęli religię otaczającej ich ludności – chrześcijaństwo. Pomimo stania się katolikami, zapewne gdzieś tam, w zaciszu domowym, obok obrzędów kościelnych, w codziennym życiu dawali też miejsce dla starych wierzeń i praktyk. Pod tym względem niewiele różnili się od naszych praojców, którzy po przyjęciu chrztu długo jeszcze stare pogańskie praktyki uprawiali, na co zwracał uwagę brat Rudolf z rudzkiego klasztoru cysterskiego.

    Dzisiaj potomkowie Tatarów w zdecydowanej większości są katolikami, chociaż i na cmentarzach ewangelickich też można spotkać ich groby. Stąd wniosek, że w sprawach religii podlegali takim samym procesom historycznym, jak pozostali mieszkańcy Śląska, co może tylko potwierdzić ich pełną integrację z rdzenną ludnością tej ziemi. No, może tylko za wyjątkiem owego „wewnątrz rodowego tabu”.

    Co by jednak nie rzec o tatarskich potomkach, to faktem jest, że już od przeszło siedmiu wieków dzielą dole i niedole ludu śląskiego. Zdarzało się, że szybciej dostosowawszy się do kolejnych trudności łatwiej przebrnęli przez rozliczne kłopoty, wychodząc z nich bez większego uszczerbku (chyba, że dochodziło między nimi do konfliktów „wewnętrznych”). Bywało jednak i tak, że część z nich, jakby na przekór, występowała przeciw współziomkom. Szczególnie trudnymi pod tym względem były początki XX w., czasy wojen i zmiany państwowości. Mijały wieki i powoli zapominano o dawnych napastnikach, traktując ich potomków już jako „swoich”, chociaż ciągle trochę „obcych”, w czym udział mieli także oni sami, niejako zamykając się w swoich kręgach. Owa asymilacja tatarskich potomków na Śląsku przebiegła o wiele szybciej, niż w innych regionach Polski południowej, gdyż kolejne najazdy tatarskie nigdy więcej tu nie dotarły.

    Długie wieki państwowej przynależności Śląska do Czech, a później do Korony Habsburgów nie przeszkadzały Tatarczykom w pełnym poczuciu się Ślązakami. Jednak po przegranej przez Austrię wojnie o Śląsk (w latach 1740-42) sytuacja się zmieniła. Śląsk przeszedł pod pruskie panowanie. Po pewnym czasie władze zaczęły tumanić tatarskich potomków, budząc w nich swoisty szowinizm, a nawet nienawiść do wszystkiego, co śląskie czy słowiańskie.

tatar

    Trzeba jednak oddać sprawiedliwość części Tatarczyków, którzy co prawda na powrót poczuli się „innymi”, ale nie poddali się pruskiej indoktrynacji. Część, co prawda, dała się otumanić, jednak na poczuciu przynależności do narodowości niemieckiej się skończyło. Były w tym względzie niestety i skrajne postawy.

    Lata powojenne generalnie nie sprzyjały regionalizmom ani mniejszościom narodowym, tym bardziej potomkom najeźdźców sprzed siedmiu wieków. Dla niektórych z nich określenie „Tatar” uchodziło za obraźliwe lub co najmniej powód do konfliktów. Na szczęście transformacje ustrojowe w naszym państwie wyzwoliły oddalone inicjatywy, a wśród nich także regionalizm. W tej sytuacji odnalazły się także rodziny Tatarczyków, i to nie tylko z Mszany. Rok 2002 zapewne przejdzie do ich historii jako swoisty powrót Tatarczyków do własnych korzeni. W tym roku bowiem, staraniem początkowo niewielu osób, w Mszanie zorganizowano Zlot Tatarczyków. Początkowo miało to być skromne spotkanie tylko jednego rodu, Burków. Skończyło się na udziale wszystkich rodów, a na Zlot przybyli Tatarczykowie mieszkający w innych regionach, krajach, a nawet na innych kontynentach. W barwnym korowodzie prezentowali się z dumą członkowie rodu Burków, Kupców, Kubosiów, Jantoniów, Adolfków, Wybiyrczoków, Krawo-niów i tych, którzy wyjechawszy niegdyś daleko za chlebem, niejako „pozacierali” swe rodzinne dzieje. Tych dopiero niedawno zaczęto nazywać Ziemianami.

CHAN

    Nazwy rodów nieco przypominające te dawne ze szlacheckich zaścian-ków, używane współ-cześnie, powstawały być może dopiero końcem XIX wieku, bo o star-szych niestety nic pewnego nie wiemy. Obok tych – nazwijmy – głównych nazw, funkcjonują także nazwy uboczne, odnoszące się wyłącznie do pojedynczych członków poszczególnych rodów.

    Na Zlocie Tatarczyków bawili się wszyscy mieszkańcy, zaś władzę nad wsią objął (pokojowo) „tatarski chan” (oczywiście z rodu Tatarczyków – Burków). W tym dniu definitywnie zapomniano o wszelkich urazach, gdy z uznaniem i podziwem oklaskiwano prezentowane rody.

    Po raz pierwszy w swej długiej historii Mszana z dumą prezentowała swoich „egzotycznych” – bo z Tatarów się wywodzących – mieszkańców. A dumy tej nie zakłóciły nawet niektóre, niezbyt trafne wypowiedzi uczestników Zlotu i późniejsze publikacje prasowe, jakoby początki i założenie wsi wiązały się tylko z tatarskimi jeńcami. Błędnie też twierdzili, że ich przodkowie porzuciwszy wojenne rzemiosło zapragnęli spokoju właśnie na naszej ziemi, co wyraźnie kłóciło się nie tylko z mongolskim prawem, ale też ich religią. A zupełnym nieporozumieniem było porównanie skutków najazdu tatarskiego z przemarszem husarii polskiej pod Wiedeń.

    Najważniejsze, że przeszło półtora tysiąca członków potatarskich rodów, spotkawszy się „u źródeł”, okazało się samowystarczalnymi. Począwszy bowiem od organizatorów, uczestników zlotu poprzez kapłanów celebrujących mszę św. (tym razem także dziękczynną) po „chana” wszyscy oni mieli w żyłach odrobinę tatarskiej krwi. Po przeszło siedmiu wiekach miał miejsce kolejny, tym razem pokojowy, najazd na Mszanę. „Chan” zapowiedział jednak, że nie jest to ostatni najazd na Mszanę.

JAK SPEŁNIŁY SIĘ GROŹBY CHANA, CZYLI SPOTKANIA Z POLSKIMI TATARAMI

    „Chan” słowa dotrzymał już rok później w czasie obchodów „siedmiu wieków Mszany”. Wówczas to, obok przedstawicieli innych – niemniej liczebnych rodów – Rduchów, Marków, Witów, Poloków czy Kozielskich, pojawił się również „chan” z całą świtą Tatarczyków. A okazja była po temu, gdyż kończono roczne obchody siedmiu wieków pierwszych zmianek o osadach Mszanie, Połomi, Gogołowej (dzisiaj sołectw gminy Mszana). Odsłonięto pamiątkowy obelisk z zamurowaną w cokole tubą – przesłaniem dla przyszłych pokoleń. W trzy lata później, w czerwcu 2006 r. „najazd” miał już zgoła europejski charakter. W Mszanie, u Tatarczyków gościli mieszkańcy czeskiej gminy Stieborzice oraz potomkowie tatarskich szwadronów JK Mości Jana III Sobieskiego z Krynek. Było to spotkanie społeczności, które w swej historii miały „tatarski epizod”. Od najmniejszego w Stieborzicach, gdzie najazd z 1241 r. jest zaledwie wzmiankowany, po najpoważniejszy, bo rodowodowy w Krynkach. I co by nie rzec ten swoisty „powrót do źródeł” udał się znakomicie. Niezależnie, czy rozpatrywany będzie jako promocja regionu, czy historyczna świadomość mieszkańców Mszany.

    Mimo braków, tatarska legenda odżyła, pobudzając przy okazji potrzebę głębszego poznania historii Śląska ze szczególnym uwzględnieniem „epizodu tatarskiego”. Aby w pełni zrozumieć istotę zagadnienia, zwrócono się w kierunku tatarskich potomków żyjących na Podlasiu. Co prawda, z mszańskimi Tatarczykami mają oni co najwyżej wspólnego praprzodka, niemniej ich dzieje są nieco różne od historii śląskich pobratymców. Ale o tym innym razem. Liczą obecnie ok. 4 tysięcy osób, z czego zdecydowana większość mieszka w województwie podlaskim. Stanowią grupę etniczną i uważają się za Polaków tatarskiego pochodzenia, a nie mniejszość narodową. Wyznają islam. Z nadania Jana III Sobieskiego w zamian za zaległy żołd, otrzymali prawo zamieszkiwania we wsiach królewskich z wszelakimi przywilejami, ale i obowiązkami wynikającymi z tego faktu. W historii oręża polskiego też zapisali swoją chwalebną kartę. Właśnie z przedstawicielami tej społeczności mieszkańcy Mszany i Stieborzic mieli możliwość bezpośredniego kontaktu. Już pierwsze spotkanie z Ziemią Wodzisławską, podbudowane treściami legendy tatarskiej, wyzwoliło w gościach z Podlasia „pozytywną energię” i akceptację swoich śląskich pobratymców. Odbyły się liczne spotkania, prezentacje, a nawet sesja z prezentacją walorów historycznych oraz współczesnych osiągnięć. Zaprezentowano też znaną powszechnie tatarską legendę Mszany, tym razem osadzoną w realiach tamtego okresu historycznego. Ze szczególną uwagą wysłuchano prelekcji dra Artura Konopackiego, pracownika naukowego Uniwersytetu Białostockiego, gdyż była to synteza sześciowiekowej bytności Tatarów na ziemiach polskich i litewskich. Było też o genezie pojęcia Tatar, pierwszych osadnikach na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego, statusie społecznym i prawnym osadników, ich religii i zwyczajach. Było też o osadnictwie tatarskim w Mszanie, choć nieco inaczej niż w legendzie. Uważam jednak, że była to przede wszystkim okazja do wzajemnego poznania i odnowienia braterstwa krwi (co delikatnie sugerował prelegent). Szczególnie cenne były rozmowy nieoficjalne, czasami nawet „na stojąco”, gorące wymiany zdań i poglądów, często okraszane szczerymi uśmiechami.

    Dla setek uczestników uroczystości występ zespołu „Buńczuk” był pokazową lekcją żywego folkloru tatarskiego. Czegoś równie egzotycznego i ciekawego, a zarazem trochę „swojskiego”, nie widziano w Mszanie od … najazdu tatarskiego. Nawiązana współpraca Krynek, Stieborzic i Mszany zaowocowała (mimo sporej odległości) cennymi inicjatywami, głównie kulturalnymi. Ostatnim akcentem wspomnianej współpracy był udział Mszany i Stieborzic na I Festiwalu Kultury i Tradycji Tatarów Polskich w Kruszynianach. Był czas na poznanie nowych miejsc i ludzi, ale też terenów Polskiego Orientu z pamiątkami po tatarskich przodkach. Poznawano zabytki, miejsca kultu różnych religii i wspaniałą przyrodę. Nasze delegacje zaprezentowały tylko część z bogatej kuchni śląskiej i tutejszych zwyczajów. A że wyroby szybko znikały ze stołów, to był to znak, że gospodarzom przypadły do gustu. Przy okazji niejako przekonano się, że połomski „święcelnik” ma w sobie coś z tatarskiego „pierekaczewnika”.

BUNCZUK

    Zresztą podobieństw wśród potraw było więcej. Największą furorę zrobił jednak mszański „chan”, z którym chętnie chciano się fotografować. Po spotkaniu w Mszanie w roku 2006 mniemałem, że goście z Podlasia będą nam mieli za złe, że chcąc dobrze – popełniliśmy nietakt. Jak bowiem można było Tatarów, którzy na koniu się rodzą, na koniu żyją i na koniu umierają, pokazując uroki Mszany wozić... bryczkami?

    Jeśli było zaproszenie na festiwal, to znaczy, że nie poczytano nam za złe uprzedniego nietaktu. Skoro więc tak dobrze rozwija się współpraca, to może podlascy Tatarzy w przyszłości do „swoich” terenów dołączą Ziemię Wodzisławską i najbliższe tereny wokół Opawy. No, jeżeli nie de facto, to chociażby na zasadzie „honoris causa”.

    Niemniej już na poważnie warto byłoby pomyśleć nad „tatarskim szlakiem Polski południowej”, w czym pomocne mogą być nie tylko legendy i przekazy historyczne.

Lech Wiewióra