Andrzej Dziczkaniec-Bośkoc „Jędrys” (1936-2007)

ANDRZEJ DZICZKANIEC-BOŚKOC „JĘDRYS” 1936-2007

Kustosz Baraniogórskiego Ośrodka Kultury Turystyki Górskiej
PTTK „U źródeł Wisły” na Przysłopie

    Urodził się na Kresach w Rakowie, w rodzinie nauczycielskiej a wychował w małej miejscowości nowosądeckiej, co w tamtych latach oznaczało, iż od dziecka wzrastał w atmosferze otwarcia na ludzi i ich potrzeby, na przyrodę, na oczywistość bezinteresow-nej i bardzo różnorodnej pracy społecznej, która budowała autorytet i szacunek dla ich animatorów. Chyba w dzieciństwie i młodzieńczych latach Andrzeja trzeba szukać źró-deł Jego talentu oraz umiejętności współżycia z ludźmi, tolerancji, ciepłego stosunku do wszystkich, którym przyszło z Nim pracować, specyficznego poczucia humoru, pozba-wionego złośliwości i ironii.

   Był utalentowanym plastykiem i grafikiem, pomysłowym, rysującym z pełną wdzię-ku fantazją swoje kwiaty, drzewa, ptaki, zwierzęta…. Znaliśmy Go również jako wrażliwego poetę, chociaż niewiele osób znało Jego literackie próby. Dopiero po śmierci udało się zebrać w jednej tece Jego grafiki i urokliwe wiersze.

   Wnętrza, które projektował - Muzeum (Baraniogórski Ośrodek Kultury Turystyki Górskiej) i Chatę Leśną na Przysłopie, Ośrodek Edukacji Ekologicznej w Istebnej  oraz Ondraszkowe Piwnice w Kole PTTK „Redyk” w Katowicach i na Przysłopie – dowodzą, iż miał bardzo indywidualny styl i własną wizję przestrzenną.

    Gdy wznoszono Wieżę na Baraniej Górze, a potem Muzeum – ogromną pomoc i życzliwość okazywało przewodnikom-budowniczym Nadleśnictwo Wisła i osobiście Nadleśniczy Pan mgr inż. Witold Szozda. I to właśnie wówczas Andrzeja połączyły z tym środowiskiem wyjątkowo przyjazne i serdeczne więzy. Zaowocowały one wieloma wspólnymi inicjatywami, o których wspomniałam już wyżej – a dowodem wielkiej autentycznej, wzajemnej przyjaźni był tak liczny udział Leśników  w Jego Pożegnaniu na Francuskiej.

    Przyjaźniłam się z Andrzejem ponad 50 lat, należeliśmy do tego samego Koła Przewodników Beskidzkich w Katowicach, nieraz dyżurowałam na Przysłopie, obserwowałam Go w różnych sytuacjach, widziałam wśród różnych ludzi.

    Rozumiał się z góralami, nadawał ton na imprezach przewodnickich, nie mówiąc już o stronie dekoracyjnej, której przygotowania nigdy nie odmawiał. Dla Koła Przewodników Beskidzkich – ale nie tylko dla Koła – projektował bezinteresownie znaczki jubileuszowe, zawsze w tej samej, pięknej, stylizowanej formie (lubił miedź). Był także autorem różnych okolicznościowych znaczków i pieczątek związanych z Wieżą, Muzeum, Chatą, imprezami oddziałowymi, środowiskowymi … W każdym środowisku był  „u siebie”.

    Świetnie jeździł na nartach, a jako instruktor narciarski prowadził wiele obozów szkoleniowych, po których zwiększała się ilość Jego przyjaciół. Należał do „żelaznej siódemki” stawiającej Wieżę Widokową na Baraniej Górze – dziś zostało z niej tylko trzech….

    Wtedy to niezapomniany krakowski budowniczy Bacówek i Ośrodków Turystyki Górskiej w polskich górach  śp. Edward Moskała „zagarnął” Go dla siebie powierzając Mu – wspólnie z budowniczymi Wieży – stworzenie Muzeum w Beskidzie Śląskim na Przysłopie, noszącego dziś oficjalną nazwę „U źródeł Wisły”. Wiemy, że w ostatnich dniach swego życia śp. Edward Moskała nie odbierał już telefonów, ale od Andrzeja tak, bo mieli w sobie tę samą pasję, pracowitość i ukochanie gór. Byli sobie bliscy.

    Teraz nad Ośrodkiem czuwa w kapliczce, malowana na szkle przez Andrzeja „Baraniogórska Panienka” w góralskim stroju z warkoczem, poświęcona w drewnianym kościółku na Stecówce.

    Los dał Mu ciepłą, udaną Rodzinę, łagodną Żonę, pogodną, serdeczną Córkę. Gdy nie towarzyszyły Mu na Przysłopie – bały się, że znów zapomniał o posiłkach.

    Miał wszystkie możliwe odznaki turystyczne – górskie i narciarskie. Nasze Towarzystwo przyznało Mu Złotą Honorową Odznakę PTTK, był Zasłużonym Działaczem Turystyki (w st. złotym), wyróżniali Go: Zarząd Główny PTTK, Oddział i rodzime Koło Przewodników Beskidzkich. Ale On sam wymyślił odznakę SREBRNEGO GŁUSZCA - dla tych, którzy byli z Nim, którzy doceniali to co robił dla zachowania pamięci dawnych działaczy i kultury materialnej mieszkańców tego regionu, którzy chcieli Mu pomóc wedle własnych sił i umiejętności.  Sam wybierał tych, którym chciał podziękować. Od 1993 roku nie było ich tak wiele – zaledwie 12, ostatniego wręczył w listopadzie 2006 r. w czasie spotkania na Stecówce poświęconego nieżyjącym już budowniczym Wieży na Baraniej Górze - z okazji 15-lecia jej funkcjonowania.

     W dniach 14 i 15 kwietnia 2007 r. - choć bardzo chory - uczestniczył w uroczystym nadaniu - młodym przewodnikom - licencji do oprowadzania po Muzeum „U źródeł Wisły” na Przysłopie. Nie przypuszczaliśmy, że ten pobyt na Polanie jest Jego ostatnim, że żegna się z tym co stworzył i tak bardzo ukochał, że żegna się z tymi, wśród których czuł się najlepiej. Nie wiedzieliśmy, że to Jego ostateczne  pożegnanie z Chatą, Ondraszkową Piwnicą, Izbą Leśną, Polaną Przysłop i Baranią Górą. Zabrał z sobą do szpitala ostatnie widoki z Polany i szum Czarnej Wisełki.

    15 maja 2007 r. na cmentarzu przy ul Francuskiej w Katowicach, żegnali swojego „Szalonego Bacę z Przysłopia” górale wiślańscy, „leśni” z całego Nadleśnictwa Wisła ze swoim szefem Panem Witoldem Szozdą, przedstawiciele Zarządu Głównego i Komisji PTTK, przyjaciele z katowickich Kół Przewodników, AKT „Gronie”, a także z różnych stron kraju oraz turyści, którzy Muzeum na Przysłopie i Ścieżki Dydaktyczne - pięknie oznaczone przez Andrzeja w dolinach Białej i Czarnej Wisełki – będą zawsze kojarzyć z Jego Osobą. I długo nad mogiłą słychać było  „…śpiywani wiślańskich  góroli…”.

    A sam Andrzej w jednym ze swoich urokliwych wierszy „Góralskie nigdy”, brzmiącym jak ostatnie życzenie, tak pisał … :


PB020634g2„Góralskie nigdy”


Kiedy pójdę percią ostatnią   
nie śpiewajcie żałobnych pieśni,
obłóżcie mnie deską gładką
i ciupażka niech się tam zmieści.

      Nie stawiajcie pomników nade mną,
      tylko jeden kamień połóżcie.
      Niech nie będzie Wam w oczach ciemno,
      Jasną twarzą mi w drodze pomóżcie.

Przy kamieniu macierzanka niech kwitnie
i jałowiec niech igły rozłoży,
i nie musi być „miastowo”, ślicznie,    
niech się niebo błękitem otworzy.

      Nie przychodźcie płakać nade mną,     
      niech jałowiec igłami się szczyrka,
      niech nie będzie żałość daremną,
      jak dźwięk dzwonka, co w dali gdzieś zbyrka.

A gdy kiedyś, na pamięć Wam wrócę,
zaśpiewajcie od Wisły piosenkę.
Razem z Wami jałowcem zanucę,
macierzanką podam Wam rękę.

      Wiatrem halnym zatańczę szumnie,
      makiem polnym uśmiechnę się jasno –
      i znów razem będziecie u mnie,
      i już nigdy gwiazdy nie zgasną.

Nigdy słonko nie zginie za górą,
nigdy watra się tlić nie przestanie,
nigdy księżyc nie zaśnie za chmurą,
nigdy sam nikt nie zostanie.

            (Jędrzej Dziczkaniec-Bośkoc)

                        Xenia Popowicz
                        (wyróżniona „Srebrnym Głuszcem” nr 6)